I'm on some new shit
I'm chucking my deuces up to her
I'm moving on to something better, better, better
No more tryin' to make it work
You made me wanna say bye bye,
Say bye bye, say bye bye to her...
Tydzień
później siedziałam w jadalni w domu rodziców Kierana i Jaydona. Naprzeciwko
mnie Kieran właśnie całował Susie, podczas gdy dłoń Jaydona przyciągała mnie
gdzieś w talii. Co chwilę posyłałam drugiemu z nich znaczące spojrzenie, ale
Jay wcześniej stwierdził, że robi to bo mama myśli, że jesteśmy parą. Nie
miałam się co dziwić: w końcu każda rodzicielka marzy o synu znajdującym miłość
życia, zwłaszcza jeśli jej syn co noc znajduje sobie inną dziewczynę. Od nocy
spędzonej z Kieranem nie poruszyliśmy więcej tego tematu, stał się on naszą
małą tajemnicą. Tylko zmieniło się praktycznie wszystko: moje spojrzenie na
niego, uczucia względem jego osoby...
Ale w nim też się coś zmieniło….
-To
co, Jay wybrałeś już pierścionek? – widziałam jak Gibbo po raz pierwszy
przybrał szyderczy wyraz twarzy.
-Nie
będę teraz o tym rozmawiać. – mój dzisiejszy partner jedynie wzruszył
ramionami. –Zwłaszcza z Tobą.
-Będziesz
musiał ze mną porozmawiać, bo ona jest dla mnie jak siostra. – o mało się nie
zakrztusiłam i nie wyrzuciłam porcji urodzinowego tortu pani Gibbs na jeden z
talerzy.
-Swoją
drogą… - westchnęłam w końcu, spoglądając na kobietę, którą znałam od dziecka.
– Niesamowity ten tort. Sama pani piekła?
Odciąganie
uwagi mamy bliźniaków było moim zajęciem od zawsze. Szkoda, że w tym momencie
to nie jej uwagę powinnam odciągać ode mnie i Jaya, a jego brata. Sama nie wiem
kiedy i skąd, ale obok mnie pojawiło się wolne krzesło, a zajął je Gibbo,
zostawiając swoją dziewczynę samotnie po przeciwnej stronie stołu. Posłałam jej
jedynie wymowny uśmiech, a chwilę później usłyszałam, gdzieś nad moim uchem,
tak dobrze znane mi zdanie…
-Nie będę się dzielił Tobą z moim bratem – warknięcie Kierana,
podczas pospiesznego nakładania na siebie ubrań, sprawił, że na chwilę się
zatrzymałam. Uważnie przyglądałam się chłopakowi, jakby zupełnie zapominając o bożym świecie, o
tym, że drugi z braci wrócił właśnie ze szkoły, że za godzinę albo i dwie do
domu wróci zmęczona matka chłopaków, a ja będę musiała wrócić do domu po
rakietę i ruszyć na kolejny męczący,
długi i jednocześnie zadowalający mnie trening.
-Czemu? – westchnęłam, kiedy
w końcu ocknęłam się i przestałam wpatrywać się w te wąskie nastoletnie plecy.
Obrócił się w moją stronę i
zmierzył mnie uważnie wzorkiem. Patrzyłam w jego ciemne oczy, jakby zupełnie
zapominając o tym, co przed chwilą robiliśmy i jaka nieopisana i tajemnicza
więź nas łączyła. Nim się spostrzegłam przed moją twarzą znalazła się jego
wyciągnięta ręka z jakąś dresową treningową bluzą.
-Po co mi Twój piłkarski
dres?! – pierwszy raz oburzyłam się, jakimkolwiek gestem mojego kompana z
dzieciństwa, a w efekcie podniosłam się do góry i podciągnęłam moje spodnie.
-To tylko bluza… -
westchnął, przyciągając mnie do siebie i szybko całując w szyję. – Naciągnij ją
na siebie. Oboje nie chcemy, żeby Jay widział to wszystko, co ja mogę.
Na mojej twarzy mimowolnie
zawitał głupkowaty uśmiech. Ufałam mu, a teraz miał rację. Jay był ostatnią
osobą, której pozwoliłabym zobaczyć mnie
półnago.
-Dziękuję – zaśmiałam się,
całując go w policzek i łapiąc za bluzę, a następnie szybkim ruchem naciągając
ją na siebie. –Posprzątaj chociaż po nas… I otwórz swojemu bratu.
Wstając
od stołu i kierując się na papierosa pociągnęłam Kierana za nadgarstek.
Musiałam z nim wszystko ustalić, a teraz nie było innego wyjścia niż wyjście
razem do ogrodu i porozmawianie: z dala od rodziców, od Jaya i od Susie.
Usiadłam
na pojedynczym schodku wyłożonym białymi płytkami i odpaliłam papierosa. Długo nie
musiałam czekać na mojego kompana dziecięcych zabaw i przygód, pojawił się lada
moment.
-Podnieś
się. – rozporządził, zanim jeszcze zamknął drzwi prowadzące do ogrodu.
Sama
nie wiem, czemu, ale jednak podniosłam się w zawrotnym tempie, a on podłożył pod moje cztery litery kawałek
jakiejś poduszki, zapewne na co dzień używanej do tych ogrodowych krzeseł,
które stały teraz kilka dobrych metrów przed nami.
-Czemu
to robisz? – westchnęłam głośno, spoglądając na ziemię między moimi stopami.
-Co?
– Gibbs postanowił jednak albo grać na czas, albo naprawdę zgłupiał przez te
kilka lat.
-Masz
dziewczynę. – mruknęłam, zaciągając się ponownie tytoniem. – Niemal mieszka u
Ciebie, na moich oczach ją całujesz i obmacujesz, a kiedy tylko Twój brat
odważy się mnie przytulić zachowujesz się jak pieprzony pies ogrodnika!
Sama
nie wiem, kiedy to pojedyncze mruknięcie w mojej wypowiedzi zamieniło się w
warknięcie. Czułam jedynie, że z każdym wypowiadanym słowem szala goryczy
niebezpiecznie się przechyla, a wszystko to ulatuje gdzieś ze słowami, które
wypowiadałam. Nie ważne było, że mówię to teraz do Kierana, mojego przyjaciela
z dzieciństwa.
-Co
jeśli naprawdę postanowiłabym się związać z Jayem?! – warknęłam po raz pierwszy
spoglądając w jego oczy.
Przez
chwilę milczał uważnie mi się przyglądając. Odnosiłam wrażenie, że cisza między
nami trwa wieczność, a całe napięcie niebezpiecznie osiąga maksymalny poziom.
Najbardziej irytującą kwestią nie było jednak to, że Gibbo nie odzywa się ani
słowem, a wgapia we mnie te przeklęcie ciemne i urocze oczy. Dwa ciemne
węgielki, które wierciły dziurę w mojej twarzy.
-Odezwij
się, kurwa… - jęknęłam zupełnie bezsilnie, co nie uszło uwadze Kierana. W
odpowiedzi jedynie złapał mnie za policzki, przyciągnął do siebie i namiętnie
pocałował. Do tej pory nie wiem, co mną kierowało, co sprawiło, że pozwoliłam
mu się pocałować i sama zaczęłam odwzajemniać ten pocałunek. Gdybym chociaż
wypiła jakąkolwiek ilość wina podczas tego obiadu. Nie wypiłam nic i byłam
zupełnie trzeźwa, mimo to teraz lgnęłam do jego ust, jak do najbardziej uzależniającego narkotyku.
To chyba zdarza się raz na tysiąc trzeźwych przypadków, że nawet ledwo znając
drugą osobę, odwzajemniamy jej pocałunki, odczuwamy tą dziwną więź i lądujemy z
nią w łóżku. To właśnie czułam do Kierana i nie mogłam temu zaprzeczać.
Przynajmniej przed samą sobą.
-Wracaj
do Susie… - westchnęłam, kiedy w końcu po walce z samą sobą udało mi się
oderwać od ust mojego, chyba już byłego, przyjaciela.
-Nie
chcę. – jęknął, łapiąc za moją dłoń. –Najchętniej bym teraz zapakował się z
Tobą do samochodu i odjechał jak najdalej stąd.
Zaśmiałam
się lekko kręcąc głową. Czasem był mimo wszystko taki dziecinny, taki
‘gibbowaty’.
-Nie
możesz – nie omieszkałam się mu przypomnieć, w dalszym ciągu kręcąc głową i
spoglądając na nasze splecione dłonie. – Masz tutaj trochę obowiązków, a
najważniejszy z nich ma blond włosy i siedzi przy stole Twoich rodziców…
-Nie
jest wcale moim najważniejszym obowiązkiem. -
poczułam jak lekko podnosi mój podbródek do góry, starając się zmusić
mnie do spojrzenia w jego twarz.
Sama
nie wiem, czy już wtedy igrałam z ogniem, czy może tylko z moimi uczuciami.
Odsunęłam swoją głowę lekko do tyłu w dalszym ciągu ściskając jego dłoń.
Uważnie przyglądałam się tej dużej ciemnej ręce szczelnie oplatającej moją, tym
palcom, które splatały się z moimi nie pozwalając im jednocześnie nigdzie
uciec, choćby na ułamek sekundy. Kochałam ten dotyk i to dziwne uczucie, które
temu wszystkiemu towarzyszyło. Chyba po prostu kochałam tego lewego defensora.
Kochałam Kierana Gibbsa.
Miesiąc
później nie wychodził mi żaden trening. Być może to dlatego, że moja
cierpliwość powoli się kończyła, a może dlatego, że kilka dni temu jedno z
kolorowych pism opublikował wywiad z Kieranem opatrzony zdjęciami jego i tej
pustej blondynki, jak ostatnio zwykłam nazywać Susie. I mimo inteligencji, jaką
naprawdę nie grzeszyła i tego, że za nim moje uczucia do Gibbo uległy
przekształceniu o równiutkie 180 stopni ją lubiłam, teraz po prostu ją
znienawidziłam. Znienawidziłam za to, że miała go na co dzień, bez żadnych
pieprzonych środków ostrożności.
-Uderz
trochę słabiej! – głos mojego trenera potoczył się po korcie, kiedy kolejna
piłka zamiast odbić się od boiska z hukiem wleciała w siatkę. Sama nie wiem, po
co wzięłam trenera. Chyba tylko potrzebowałam motywacji do zakupu nowej rakiety
tenisowej, tych sportowych kiecek i targaniu tego wraz ze sprzętem przez całe
miasto – tylko po to, żeby powrzucać piłkę w tą siatkę.
-Mam
dość! – jęknęłam, jak mała dziewczyna i usiadłam na ziemi, przygryzając przy
tym dolną wargę.
-Już
zmęczona? –podszedł bliżej mnie zbierając kilka piłek, na które najwyraźniej
zamachnęłam się tak, że w nie nie trafiłam. Było to o tyle dziwne, że każda
żółta piłka przypominała mi blondwłosą Susie.
-Nie
zmęczona tylko mam dość… - jęknęłam kładąc się teraz na korcie. – Mam dość tego
przeklętego życia… Mam dość tych pochrzanionych żółtych piłek. Czemu one w
ogóle mają taki kolor? Mam dość tej rakiety, pewnie będę mieć dzisiaj od niej
odciski na palcach. Mam dość tych drogich sportowych kiecek, które nadają się
tylko i wyłącznie na kort i dość tego dystansu jaki pokonuję trzy razy w
tygodniu, żeby się tutaj dostać…
Mogę
przysiąc, że byłam na skraju wyczerpania, że lada chwila z moich oczu polecieć
miały łzy, a moje nogi same miały mnie zaprowadzić pod dom Kierana, chociażby
po to, żeby usiąść pod jego drzwiami i poczekać, aż raczy się tam pojawić.
~*~
Przepraszam na wstępie, że trochę Was zaniedbałam. Najpierw jednak nie miałam internetu, a w ubiegłym weekend praktycznie nie było mnie na kompie. A to jednak tutaj mam wszystko zapisane. Przynajmniej będę mogła Was zabawiać w okres świąteczny. :D
Zostały dwa rozdziały i epilog. Co dalej? Sama nie wiem. Chciałabym skończyć coś co zaczęłam poprzednio, ale ostatnio nic mi nie idzie. Nawet dodawanie tych rozdziałów tutaj, co widać. Może wolne dwa tygodnie pozwolą mi na napisanie czegoś, kto wie... Jeśli tylko się to uda to na pewno podzielę się tym z Wami. Póki, co życzę Wam miłej lektury i wesołych świąt!
Super rozdział! Już nie mogę się doczekać kolejnej części!😃 Życzę Wesołych Świąt. 😚
OdpowiedzUsuńNareszcie nowy rozdział ^.^ , po prostu super jak zwykle :) Kieran o boże co on robi... lekko się zagubił . Ja już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) Pozdrawiam i życzę weny i WESOŁYCH ŚWIĄT
OdpowiedzUsuńPS. szkoda ze takie krótkie to opowiadanie będzie :C
Oh, w głupiej sytuacji ją postawił Kieran. Skoro ją kocha i chciał się w to zaangażować, to czemu wciąż jest z Suzie? Nie zazdroszczę ani jej, ani jemu tej sytuacji. Szkoda też, że zachowuje się właśnie jak pies ogrodnika... skoro nie jest w stanie z nią być, to czemu nie da jej być szczęśliwą z kim innym? cóż...
OdpowiedzUsuńjak zwykle świetny rozdział :) Nie zaniedbuj nas tak, co? ;p Dziękuję też za cudowne komentarze u mnie :)
I wiesz....uwielbiam sceny z ich przeszłości. Serio. To mimo wszystko moje ulubione fragmenty.
Pozdrawiam ciepło, niech wena współpracuje i życzę również cudownych świąt! :*
Eh, nie rozumiem Kierana ;/ Przecież oni się kochają! Dlaczego nie mogą być razem? ;c
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny;*
PS u mnie nowości.
Borze, dotarłam...
OdpowiedzUsuńRzeczywiście krótki, ale uroczy. No, do czasu, bo pod koniec walnęłaś pięknie opisany wkurw. Brawo!
Chyba cała moja dzisiejsza wena poszła na zmiany w pokoju... Ale rozdział świetny <3
I kolejna aktywna blogerka, której opowiadanie czytałam kiedy sama zaczęłam się ''bawić'' w pisanie.. Ciekawi mnie skąd czerpiesz wenę na kolejne opowiadania :) Dzisiaj ostatecznie postanowiłam wrócić do tworzenia swojego opowiadania i do czytania historyjek innych. Coś mi się wydaje, że zarwę przez to kilka nocy.. :)
OdpowiedzUsuńMam jakieś problemy z blogspotem. Nie mogę dodawać notek ze swojego konta. Myślałam, że jak założę nowe, byle jakie konto (stąd Anna Kowalska w nazwie mojego konta, wpisałam byle jakie dane, byleby sprawdzić czy podziała) to wszystko będzie w porządku. Myliłam się jednak. To ja:
http://pasion-y-el-amor.blogspot.co.uk/ (jeśli jeszcze mnie pamiętasz:P). Teraz znajdziesz mnie tutaj: http://be-the-change.blog.pl/ Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!
Kiedy można spodziewać się następnego ?? :)
OdpowiedzUsuń27 yr old Database Administrator II Gerianne Prawle, hailing from Vanier enjoys watching movies like Doppelganger and Homebrewing. Took a trip to Monastery of Batalha and Environs and drives a Ferrari 275 GTB/4 ART Spyder Alloy. odwiedz nasza strone internetowa
OdpowiedzUsuń