#header-inner img {margin: 0 auto !important;} #header-inner {text-align:center !important;}

piątek, 21 lutego 2014

Epilogue

Unconditional, uncoditionally
I will love you uncoditionally
There is no fear now
Let go and just be free
I will love you uncoditionally




Siedzę w ogrodzie i patrzę jak Dylan i Thomas kopią piłkę. Wiem, że z tą samą niecierpliwością czekają aż ich ojciec wróci z kolejnego tournée. Ale takie są prawa sezonu przygotowawczego. Pod moimi nogami leży stary poczciwy Henry – pies Kierana. Od kilku minut obiad stoi na ogrodowym stole, a ja czekam aż te dwa łobuzy zmęczą się choć trochę i wcisną w siebie dzisiejszy obiad.
-Dylan! Thomas! – patrzę na moich synów i mimowolnie się uśmiecham. – Obiad czeka na stole. Chodźcie w końcu zjeść.
-Zaraz! –odpowiadają mi chórem, a ja jedynie kręcę głową.
Od jakiegoś czasu życie rodzinne pochłania mnie doszczętnie. I mimo, że nie planowałam mieć więcej niż dwójki dzieci, a parę ładnych lat temu całkowicie byłam przeciwna temu, żeby na świecie pojawiło się więcej Gibbsów, teraz pod swoim sercem nosiłam Rosie, która podobnie jak bracia niecierpliwie czekała na tatę.
-Chłopcy zjedzcie… Tata wróci wieczorem. – westchnęłam nieco zrezygnowana. – Dobrze wiecie, że nie będzie zadowolony z tego, że nie  jecie.
-Będę bardzo niezadowolony. – do moich uszu dotarł głos Kierana, a kiedy się obróciłam dostrzegłam jego uśmiechniętą twarz.
-Tata! – bliźniacy z piskiem rzucili się na swojego ojca, a ten z dziećmi przyklejonymi do nóg doczłapał się do mnie tylko po to, żeby pocałować mnie w usta i dotknąć mojego brzucha.
-Mam nadzieję, że chociaż ona była grzeczna – westchnął, chwilę później przytulając mnie.



Do tej pory nie wzięliśmy ślubu, nie mieliśmy czasu na organizowanie wesela czy też szukanie daty. Byliśmy szczęśliwymi rodzicami pięcioletnich Dylana i Thomasa oraz rocznej Rosie. Osobiście byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Rodzice zarówno moi jak i Kierana zaakceptowali fakt, że żyjemy po prostu jako narzeczeni. Moja mama ciągle żyje nadzieją, że kiedyś dorosnę do ślubu. Kto wie? Może kiedyś zarówno ja, jak i Kieran do tego dojrzejemy. Jedyną osobą, która nad tym ubolewa jest Jaydon. Tak bardzo chciał wyprawić wieczór kawalerski, na który mógłby się wybrać, że planuje już swój. Od roku jest zaręczony z dziewczyną, którą poznał po swoim meczu. Studentka dziennikarstwa, która chciała przeprowadzić wywiad z zawodnikiem meczu, tak bardzo zawróciła mu w głowie, że zagościła tam na dłużej niż jedną noc.
Kieran w dalszym ciągu grał dla Arsenalu, a my z Wimbledonu przenieśliśmy się na Cockfosters. Byliśmy teraz sąsiadami Alexa. Gibbo chciał kilka razy przenieść się poza granice miasta, ale to ja stanowczo odmawiałam. Chciałam mieć zawsze blisko do Jaya, w razie jakiejś małżeńskiej kłótni. Niestety byliśmy na tyle nudni, że sama nie pamiętam kiedy się kłóciliśmy po raz ostatni.






-Ja, Nicole, biorę sobie Ciebie, Kierana,  za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci… - stoję naprzeciwko Kierana i liczą się teraz tylko jego rysy twarzy, jego ciemne oczy i uśmiech.
Gdzieś w tle słyszę Rosie i znudzone burknięcia Thomasa i Dylana.  Mama Kierana ma zapewne problem z zapanowaniem nad nim. Patrzę na Jaydona, który stoi za plecami Gibbo i uśmiecha się do mnie. Właśnie zostajemy rodziną, już tak na zawsze.  Na zawsze i nie do rozłączenia. Jestem pewna tej decyzji jak nigdy. Sama nie wiem, czemu postanowiliśmy jednak stanąć przed ołtarzem. Pamiętam tylko, że całe to szukanie sukienki, butów i dodatków naprawdę mi się podobało. Ale teraz to nie ważne. Teraz formalnie mam męża. Męża na zawsze, męża, który właśnie na przypieczętowanie naszego małżeństwa właśnie całuje mnie namiętnie w usta zupełnie nie zważając na księdza, obecnych gości ani dzieci. Po kościele roznosi się cichy gwizd Jaydona, a ja śmieję się pod nosem. Gdy byłam mała na pewno nigdy nie pomyślałabym, że rozwinie się to w ten sposób, że będę mieć swojego Gibbsa do końca moich dni.



~*~

Jestem tak beznadziejna, że tak krótki i słaby epilog oddaje Wam po tak długim okresie czekania. Przepraszam... Co dalej ze mną? Aktualnie moje życie jest trochę zakręcone, pozmieniało się i no cóż nie mam najzwyczajniej weny na pisanie... Niestety i mnie musiało to dopaść. Jeśli jednak takową odzyskam to z pewnością coś stworzę. Wiadomo w głowie tworzyłam już wiele, ale to tylko głowa. Z przelaniem tego do worda bywa gorzej :)
Przepraszam jeszcze raz za tak krótki epilog i marną jakość, nie mniej dodaję go i mam nadzieję, że choć ociupinę się spodoba..