#header-inner img {margin: 0 auto !important;} #header-inner {text-align:center !important;}

piątek, 15 listopada 2013

Chapter III

Even if the sky was crashing down 
And no light of day was to be found
I will never break down





- Nie powinieneś nigdzie lecieć… - spojrzałam najpierw na Kierana, a później na jego plaster na łuku brwiowym.
-Przestań. – zaśmiał się. – Boss mówi, że jest niewielkie prawdopodobieństwo, że dostanę znowu w to samo miejsce.
-Nie powinieneś… - mruknęłam ponownie.
-Nawet nie wiem, czy zagram. Nacho też leci. – w odpowiedzi jedynie pokręciłam głową. – Nie kręć nosem. Nicole….
-Kieran, nie podoba mi się ten pomysł, ok? – niemal warknęłam, ale przecież i tak nie mogłam nic zdziałać, dlatego opadłam na moje łóżko i zaczęłam  uważnie przyglądać się mojemu sufitowi.
-Polecę i przeżyje. Obiecuję. – zaśmiał się, a po chwili zamiast białego sufitu przed moimi oczami zaświtała ciemna twarz przyjaciela z dzieciństwa.
-Wyglądasz z tym plastrem jak jakiś wojownik – lekko się skrzywiłam. – A z tym limem… - ostrożnie dotknęłam okolic jego oka. – Jakbyś miał makijaż… Albo…. Jak szczeniaczek Gibbo! Duże oczka i takie lekko podpuchnięte oko. – zaśmiałam się ponownie.
-Żaden szczeniaczek… - mruknął, a po chwili wylądował na mnie przygniatając mnie do materca.
-Kieran… - zaśmiałam się. – To było zabawne jak mieliśmy naście lat. Teraz miażdżysz mnie, moje cycki i naruszasz strefę mojej intymności. Jesteś kurwa ciężki!
-Strefę Twojej intymności? – zaśmiał się, patrząc mi w oczy. – Kochanie, już dawno ją naruszyłem.
-A leć już do tej pierdzielonej Turcji… - bąknęłam przewracając oczami.
-Czy Ci się to podoba, czy nie i tak bym poleciał. Taka praca… Dzięki niej mogę bawić się, gdziekolwiek chcę. – zaśmiał się ponownie, podnosząc się do pozycji siedzącej na moich biodrach
-Patrz! Ja mam tak samo! Bez pracy – wystawiłam język w dalszym ciągu uważnie mu się przyglądając, a chwilę później ostrożnie kładąc swoje dłonie na jego torsie. – Nie masz żadnego fajnego i wolnego kolegi piłkarza?
-Czemu pytasz? – zmarszczył brwi, w dalszym ciągu mi się przyglądając.
-Chyba pora znaleźć faceta i zacząć układać sobie życie. – westchnęłam. – A wiesz z takim posagiem muszę mierzyć wysoko.
-Nie będę Cię swatać z tymi idiotami. – burknął, podciągając mnie do góry. – Jedyny słuszny kandydat siedzi właśnie na Tobie.





Siedziałam na kawałku trawy i patrzyłam na Kierana, który właśnie spędzał ostatnie minuty na treningu. Obiecałam mu, że dzisiaj na niego poczekam, dlatego teraz plotłam jakieś dziwne bransoletki z trawy i czekałam na zakończenie tego czegoś nazywanego treningiem sportowym. 
-Tak sobie myślałem… – wyrósł nade mną, niczym spod ziemi, a następnie podał mi dłoń i podniósł do góry. – Jak będziemy starzy, bezdzietni i samotni…
-To zawsze będziemy mogli na siebie liczyć. – spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam i jestem pewna, że gdyby nie koledzy chłopaka, na pewno bym go pocałowała.
-Właściwie to…. Cholera! – warknął potykając się o chodnik. – Jak skończę 30 lat i ciągle będę piłkarzem to na pewno będę chciał mieć rodzinę.
Spojrzałam na niego, a chwilę później wybuchłam śmiechem.
-O nie, więcej Gibbsów? Nie zgadzam się !
-Jak skończę 30 lat i nie będę mieć nikogo to chcę być z Tobą. Obiecaj mi to, Nick…
-Ja nie będę mieć jeszcze trzydziestki… - zaśmiałam się, a chwilę później zawisłam na jego szyi. – Obiecuję. Obiecuję Gibbo.






Sam nie wiedziałem, co robiłem w tym polu karnym i dlaczego włączył się we mnie strzelecki instynkt. Lubiłem wędrować do przodu, ale nie w meczach o wszystko, nie przy takim wyniku. Ale teraz było za późno, bo prosto pod nogi dostałem wymarzoną piłkę od Theo. Niewiele się zastanawiając huknąłem prosto w bramkę i….
-GOOOL! – głos speakera potoczył się po trybunach, a kibice, którzy byli tu dla nas zawyli z radości.
 Przebiegłem kilka metrów, całując przy tym swój nadgarstek. Sam nie wiem, czemu to zrobiłem, musiałem po prostu zaprezentować jakąś cieszynkę. Wiedziałem, że i tak nikt nie będzie o to pytał. Długo nie czekałem na to, aż w moich ramionach znajdzie się Walcott, a chwilę później otoczy mnie cała reszta drużyny.  Czułem wiszącego, gdzieś nade mną Jacka, który krzyczał z radości do mojego ucha i czułem jak, któryś z chłopaków całuje mnie w głowę. Nicole nie miała racji, powinienem był grać od samego początku. Już szykowałem dla niej swoją triumfalną mowę, kiedy przeszył mnie ból. Łzy same podeszły do moich oczu i zaczęły ciec, odruchowo złapałem za miejsce, które kilka dni temu zszywał lekarz.
-Co jest, Gibbo? Płaczesz? – do moich uszu dotarł lekko rozbawiony głos Theo.
Łatwo było im się śmiać, oni właśnie cieszyli się z prowadzenia, podczas gdy mnie przeszywał tylko mi znany ból. Aktualnie mógł go znać jeszcze tylko Laurent, ale ten właśnie spędzał mecz w szatni.
-Odpadł mi plaster? Co ze  szwami? – warknąłem przebiegając teraz obok niego w stronę naszej połowy.
-Nic Ci nie jest. Przeżyjesz – zaśmiał się ponownie.
-Masz nikomu nie mówić… - warknąłem, układając już w swojej głowie obraz siebie samego jako małej zapłakanej dziewczynki, bojącej się pająków.
– Weź się stary w garść. – rzuciłem sam do siebie. – Nie bądź gorszy niż Susie.





W czwartkowe popołudnie właśnie miałam wyjść na zakupy, kiedy otwierając drzwi zastałam w nich Kierana z jakimś pakunkiem owiniętym kolorowym papierem i wstążką.
-Albo przespałam więcej niż jedną noc, albo ciągle nie ma Świąt Bożego Narodzenia… - spojrzałam na niego z dystansem, a następnie wpuściłam do domu.
-Wiem – zaśmiał się. – To po prostu taki tam drobiazg z Istanbułu… Za tą pomoc jak mnie szyli…
Ostrożnie mu się przyjrzałam, jakby podświadomie, chcąc sprawdzić czy z jego szwami na pewno wszystko w porządku. Nic się nie zmieniło, nie miałam racji. Mógł zacząć triumfować, dlatego pewnie przywiózł mi to coś… Ostrożnie zaczęłam odwijać papier, jakby w obawie, że to coś, co jest w środku za chwilę wybuchnie. Poczułam jak Kieran obejmuje mnie w pasie i przyciąga bliżej siebie, skupiając swój wzrok podobnie jak ja na upominku. Ostrożnie zerwałam ostatnią warstwę papieru, a moim oczom ukazała się prześliczna torebka od Prady. Doskonale pasowała do tej nowej skórzanej kurtki, którą kupiłam w miniony weekend. Ponadto przez jej ramiączka przewieszona była jedwabna apaszka o kremowym kolorze.
-Dziękuję…. – uśmiechnęłam się szeroko, zawieszając swoje ręce na jego szyi i mocno się przytulając do jego umięśnionego ciała.
-Otwórz torebkę… - szepnął, a jego dłoń niefortunnie powędrowała, gdzieś na moje biodro. O dziwo, jego dotyk mnie nie krępował, nie przerażał, ani nie działał na mnie w jakiś negatywny sposób. Czułam się jakbym go doskonale znała i za nim tęskniła, dlatego teraz bez jakiegokolwiek protestu złapałam za zamek torebki i go rozpięłam. Moim oczom ukazał się żółty kawałek materiału, a kiedy go wyciągnęłam dostrzegłam numerek 28 i nazwisko Gibbs. Prychnęłam jedynie śmiechem, a chwilę później poczułam jak przyciąga mnie bliżej siebie.
-Jak kiedyś uda mi się zaciągnąć Cię na mój mecz to usiądziesz w tej koszulce. – mruknął, gdzieś nad moją głową, a chwilę później poczułam jak opiera o nią swój podbródek.
-Napijesz się czegoś? – westchnęłam, przejeżdżając swoją dłonią po jego mostku.
Brakowało mi go, tak strasznie mocno, że chyba byłam w stanie zrobić wszystko, żeby tu został, wliczając ściągnięcie z siebie ubrań i zrobienie tego samego z jego ciuchami. Na szczęście nie było to konieczne. Mogliśmy spędzać czas razem, niekoniecznie zbliżając się do siebie cieleśnie.






Obudziłam się rano, czując na sobie czyjeś ramię. Poczułam ból szyi, spowodowany najprawdopodobniej złym ułożeniem w nocy. Obróciłam się w stronę, z której docierała do mnie ta ręka i lekko się uśmiechnęłam następnie całując jej właściciela w policzek.
-Hej… - szepnęłam cicho, a następnie złapałam za kawałek żółtego materiału, który spoczywał na moim ciele.
Wczoraj  po namowach Kierana przymierzyłam jego koszulkę, a kiedy zrozumiał, że jest przyduża zaproponował mi zrobienie z niej sukienki, a ja? Nie miałam serca jej z siebie ściągać i patrzeć na jego smutną twarz, dlatego postąpiłam zgodnie z jego instrukcjami, a w efekcie w niej zasnęłam.
-Zostałeś jednak na noc? – mruknęłam w stronę sennego chłopaka.
-Zostałem? – widziałam jak spojrzał na mnie lekko rozkojarzony, a po chwili z plaskiem uderzył się w czoło. – Miałem jechać do Susie…
-A ja na zakupy – zaśmiałam się, ponownie wtulając się w jego tors. – Zamiast tego spędziliśmy popołudnie i noc razem w czysto przyjacielskich relacjach.
-Mhmm… - mruknął. – To nie jest śmieszne. Ona mnie zabije… - po chwili odsunął się ode mnie i zaczął szukać swojego telefonu. – Nie rozmawiałem z nią od wtorku. Kurwa! Kiedyś byłem jej wierny jak pies…
-Shhh…. – spojrzałam mu w oczy, a chwilę później wskazałam telefon leżący na nocnej półce. – Nadal jesteś jej wierny.
-Widzisz co się dzieje? – burknął podnosząc się do pozycji siedzącej. – Przylatujesz z powrotem i nie mija miesiąc od kiedy wiem, że Ty to Ty i wariuję. Przedkładam Cię nad wszystko. Za półgodziny mam trening, na który pewnie nie zdążę, bo chcę Cię zabrać na te zakupy, bo masz pustą lodówkę …
-Wezmę taksówkę – przerwałam, patrząc mu w oczy i w dalszym ciągu będąc w lekkim szoku, tego co powiedział. – Nie musisz mnie nad nic przedkładać….
-Może i nie muszę, ale chcę. – westchnął, podnosząc się z łóżka i sięgając po swoje spodnie. – I chcę jeszcze jednego, Nick…
Spojrzałam na niego, unosząc lekko do góry jedną brew.
-Chcę w końcu zajrzeć pod tą koszulkę i sprawdzić jak bardzo się zmieniłaś – poczułam jak moje policzki zaczynają się czerwienić. – Chcę Cię w końcu przelecieć, trochę lepiej niż dawniej… Także tyle by było z mojej wierności…







Patrzyłam w okno i liczyłam krople deszczu spadające na mój parapet. Ulewa  z zachodniego Londynu przetransportowała się właśnie nad Highbury. Gorący kubek wypełniony kawą z mlekiem przyjemnie ogrzewał moje dłonie i sprawiał, że to mieszkanie i moje życie wydawały się aktualnie mniej puste. Pierwszy raz obejrzałam w telewizji mecz Kierana. Nie wiedziałam czy to przez to, co ostatnio mi powiedział, czy może dlatego, że naprawdę się nudziłam. Na samą myśl o przemoczonym do suchej nitki Kieranie, przebierającym się w szatni na drugim końcu miasta przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Sama nie wiem, co się działo ze mną od kilku dni, ale widocznie ciągnęło mnie do niego. Brązowa torebka z logiem Prady stała się moją ulubioną, a kremowa chusta ulubionym dodatkiem. Mogłabym nosić je codziennie, podobnie jak tą żółtą koszulkę, która prawdopodobnie wisiała teraz na ramie mojego łóżka.
-Jesteś idiotką, Nicole… - rzuciłam sama do siebie i zajęłam się ponownie liczeniem kropel deszczu.
Kieran nie odzywał się do mnie od piątkowego poranku, zupełnie jakby chciał wszystko wymazać. I mimo, że mijał dzisiaj dopiero drugi dzień, to w mojej głowie odzywało się jakieś głupie poczucie winy, że może faktycznie niepotrzebnie tu przyleciałam, pojawiłam się w jego życiu i na nowo w nim zamieszałam. Złapałam za telefon leżący na parapecie i pospiesznie wystukałam wiadomość:
Przepraszam. Nigdy nie chciałam namieszać Ci w głowie. Może lepiej będzie jak od siebie odpoczniemy? N.
Wybrałam numer Kierana i po chwili zawahania nacisnęłam wyślij. Wiadomość poszła w świat, a jego telefon zapewne zadzwonił, schowany gdzieś na dnie sportowej torby, leżącej w zatłoczonej i gwarnej szatni drużyny gości. Jeszcze nie wiedziałam, że tej odpowiedzi nie doczekam się ani dzisiaj, ani jutro, ani pojutrze. Sama nie wiem po co w ogóle to napisałam. Dlaczego miałam nadzieję, że odpisze i w jakim celu tak usilnie zabiegałam o jego uwagę? Nie byliśmy już parą nastolatków,  która sypiała ze sobą dla zabawy odsuwając gdzieś na bok jakiekolwiek uczucia. Ja nie byłam już tą małą i bezbronną Nicole zdaną tylko i wyłącznie na uwagę Kierana. Dorosłam, musiałam udowodnić to sobie samej.




Był środek tygodnia, ale to wcale nie trzymało mnie z dala od Soho. Dobre jedzenie, drinki i kluby. Miejsce dla mnie. Nie zważając na ludzi zapraszających do swoich lokali weszłam do pierwszego lepszego klubu. Pech chciał, że wychodząc na miasto napisałam Jaydonowi, że gdybym zaginęła to byłam na Soho zatopić smutki i udowodnić sobie parę rzeczy. W gruncie rzeczy ten wypad do dzielnicy angielskiej rozpusty skończył się dla mnie katastrofą.
Niemal leżałam na barze przyglądając się facetowi, który za punkt honorowy postawił sobie dzisiejszego wieczoru poderwanie mnie, upicie, a następnie zaciągnięcie do łóżka. Dwa pierwsze punkty wychodziły mu nawet bez zarzutu, z ostatnim miał pecha. Od kiedy wyjechałam do Polski nie spałam z nikim innym niż Kieran i mimo, że miałam sobie udowodnić, że potrafię bez niego żyć, to czułam że to nie jest dobry moment na zerwanie z tym ‘nałogiem’. Facet był ode mnie starszy, mógł być starszy nawet od Gibbsów, ale nie zwracałam uwagi, bo stawiał dobre drinki. Tylko te z najwyższej półki. Od jakiejś godziny nie zwracałam już nawet uwagi na jego paplaninę, a jedynie podśmiewywałam się pod nosem, udając że jest tak zabawny. I wszystko byłoby w porządku, gdybym nie poczuła jego dłoni na moim udzie i nie zrozumiałabym, że wcale nie chciałam jej tam poczuć. Długie palce lekko zacisnęły się na mojej skórze, a ja poczułam jak zaczęłam się trzęść. Pierwszy raz zaczynałam się bać jakiegoś niewinnego flirtu. Facet zdecydowanie uświadomił mnie właśnie, że bez wizyty w jego mieszkaniu albo klubowej łazience nie opuszczę tego lokalu. Jedyne co mi pozostało to robienie dobrej miny do złej gry i modlenie się w duchu o cud.
Mój cud przyszedł szybciej niż myślałam.
-Ekhm! – nad moim uchem rozległo się wyraźne chrząknięcie, a ja jak głupia podskoczyłam na siedzeniu, dopiero później się obróciłam i widząc twarz Kierana poczułam ulgę. – Możemy porozmawiać?
Już miałam się podnieść i uciec z nim, chociażby na drugi koniec Londynu, kiedy głos zabrał amant, który pilnował mnie całą noc. Oczywiście, o ile to można nazwać pilnowaniem.
-Koleżko… Dziewczyna jest ze mną, zobacz lepiej jak dużo tu masz dziewczyn. Na pewno znajdziesz jakąś dla siebie.
-To mój brat? – rzuciłam lekko powątpiewającym głosem i posłałam facetowi podobne spojrzenie, w efekcie tylko się zaśmiał.
-Brat? A to mi dobre! – kolejna salwa śmiechu zaburzyła mój proces myślowy. – Nie nabiorę się na to. Jesteście różnej karnacji, zupełnie różnej. Brat! – powtórzył jak echo i ponownie się zaśmiał.
-Może i nie jestem jej bratem, ale jedno jest pewne… - Kieran przybrał poważny wyraz twarzy. – Wypiła dzisiaj za dużo i ktoś musi ją sprzątnąć do domu. Jej domu.
-Pozwolisz, że się tym zajmę? – burknął gbur, sama nie wiem, co mnie podkusiło, że spędziłam  z nim niemal całą imprezę. Poczułam jak zacisnął  swoją dłoń mocniej na moim udzie i syknęłam z bólu.
-Koleżko… - ironiczny głos Kierana sprawił, że mimo wszystko lekko się uśmiechnęłam. – Ona nie potrzebuje Twojego towarzystwa. Jak masz jakiś problem to załatw go ze mną, a nie z nią.
Poczułam jak chłodna dłoń odsuwa się z mojej nogi, a facet podniósł się i zrównał z Kieranem. Był od niego niewiele wyższy, ale sama nie wiem, kto aktualnie miał bardziej wojowniczy wyraz twarzy.
-Nick…. – szept Kierana wyrwał mnie teraz z moich własnych myśli. – Moje auto stoi za klubem. Wsiądź i poczekaj…. – zobaczyłam jak wyciąga w moją stronę kluczyki, które bez zawahania złapałam, a następnie z moją torebką dosłownie wybiegłam z lokalu.



Siedziałam w zamkniętym samochodzie i nerwowo uderzałam paznokciami o skórzaną tapicerkę. Kilka sekund temu podskoczyłam ze strachu pod wpływem cichego pukania do przeciwnej szyby. Kieran informował mnie, że chce dostać się do środka, a później odpalić auto i odjechać do domu. Teraz wsiadał trzymając się za dolną wargę.
-Co Ci? – uważnie mu się przyjrzałam, odciągając następnie jego dłoń  z ust. Moim oczom ukazała się rozwalona i krwawiąca warga. Pospiesznie wyciągnęłam z torebki chusteczkę, a następnie przyłożyłam ją do jego ust.
-Pieprzony fan Spurs – wzruszył ramionami uważnie mi się przyglądając. – Jesteś cała?
-Ja tak, ale… Co Ty tu w ogóle robiłeś?! – spojrzałam na niego z poważnym wyrazem twarzy. – Nie grasz jutro jakiegoś meczu?
-A czy to jest ważne? – westchnął. – Jak widać potrzebowałaś mnie. Dobrze, że Jay mi powiedział, że od godziny nie odbierasz telefonu. Jechałem do hotelu, więc po drodze wpadłem…
-Kieran! – skarciłam go wzorkiem.
-No co?! – spojrzał na mnie zdziwiony. – Odstawiam Cię do domu i uciekam do drużyny. Nie bój się…
Nieco mocniej docisnęłam chusteczkę, sprawiając, że ten syknął z bólu w dalszym ciągu mi się przyglądając. Mimowolnie spojrzałam w jego ciemne tęczówki i wtedy to się stało. Poczułam się jakbym miała znowu naście lat i leżała obok niego na łóżku. Okryta jedynie prześcieradłem, które zaplątane, gdzieś między moimi nogami i jego zastępowało kołdrę od jakiegoś czasu spoczywającą na podłodze i zasłaniało nasze najbardziej intymne części ciała. Powoli podsunęłam się bliżej, zupełnie nie zważając na to, że dzieląca nas odległość zmalała. Jego nos znajdował się zaledwie kilka centymetrów od mojego, a nas dzieliły tylko oddzielne siedzenia w samochodzie. Ponownie skupiłam swój wzrok na chusteczce, która została już przekrwiona na wylot.
-A jak nie zagoi się do jutra? – mruknęłam cicho.
-Powiem, że przez sen uderzyłem się o szafkę czy coś… - westchnął, a ja poczułam jak ciepłe powietrze z jego ust wylądowało na moim dekolcie.
-Dziękuje, Kieran… - szepnęłam, nie patrząc w jego oczy.
-Za co? – albo przez tą krew zamroczyło go całkowicie, albo właśnie próbował udawać, że nie ma tematu.
-Za to, że wpadłeś i mnie ocaliłeś. Niczym książę na białym rumaku… – zaśmiałam się lekko, odsuwając chusteczkę od jego ust i dotykając ich palcem. – Znowu przedłożyłeś mnie nad coś…
-To nie biały rumak, tylko Range Rover… - zaśmiał się, patrząc mi w oczy. – Zatamowałaś już to krwawienie? Chciałbym stąd jechać….
Ponownie dotknęłam jego ust swoimi palcami, a kiedy tylko poczułam jak zadrżały pospiesznie odciągnęłam dłoń i jak spłoszona antylopa złapałam za pas i szybko go zapięłam.

-Jedźmy… 


~*~

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Czemu nie dodałam nic w ubiegłym tygodniu? Porwali mnie do Wrocławia i niestety nie było jak, a tydzień był dość zakręcony. Mam nadzieję, że rozdział na prawie 3000 słów Wam to wynagrodzi.
Rozdział dodaje teraz, ale poinformuję Was rano. Pozdrawiam!

10 komentarzy:

  1. Ten blog jest jak narkotyk, niby człowiek jakiś czas się bez niego obywa, ale jak już się usiądzie i poczyta, to ciężko się oderwać...
    Co mogę powiedzieć? Przede wszystkim, przepraszam, że dopiero teraz komentuję, i to od razu dwie części, tak z rozpędu. Nie wiem, jak to się stało, że nie zobaczyłam informacji o nowości wcześniej...
    Po drugie, Kieran i Nicole...Kurcze, lubię ich, jak mało kogo. Ich rozmowy, wzajemne przyciąganie, wspólne doświadczenia z młodości. Susie nie ma szans przy czymś takim:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwwwww <3 Cudo! Połowę z tego czytałam już wcześniej, ale co z tego xD

    "-Chcę w końcu zajrzeć pod tą koszulkę i sprawdzić jak bardzo się zmieniłaś – poczułam jak moje policzki zaczynają się czerwienić. – Chcę Cię w końcu przelecieć, trochę lepiej niż dawniej… Także tyle by było z mojej wierności…" ZGON

    Uwielbiam Twoich Gibbsów :D Kapitalne postacie. Kapitalne opko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kieran, Kieran, Kieraaaaaan! To jego wyznanie, matulu... Między nimi jest taka chemia, że to na kilometr czuć! Muszą być razem, muszą, muszą, są rak idealnie dla siebie stworzeni. No i kto by nie chciał takiego walecznego księcia w Range Roverze... Rany jak ja uwielbiam Twoje opowiadania, mogłabym czytać non stoooop.
    A tymczasem zapraszam do mojego, nie tak idealnego, chciałaś - masz, nowy rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak jak Zielona zaliczyłam zgon na tym tekście Kierana. Akshjhsgd *-*
    Uwielbiam to opko, jest genialne. Ale odcinek za krótki. Stanowczo. Czytam "Jedźmy.." i zastanawiam się, dlaczego od razu po tym jest jakieś "Mam nadzieję" :<
    3000 słów to zdecydowanie za mało!
    Ale chyba tylko jedna wzmianka o Susie, hehehe. :3
    Pisz, pisz, szybko!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Nicole i Kierana razem. Są absolutnie perfekcyjni pod każdym względem. I spodziewam się, że Susie nie będzie miała możliwości by jakoś tam walczyć o Kierana. Przy Nicki nie ma szans :D

    Te wzmianki z ich przeszłości wpasowują się w całość idealnie.

    "Także tyle by było z mojej wierności" >>>>>>>> :D

    Cóż, czekam na kolejną część historii Nicki i księcia na białym rumaku - Kierana :D

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. ja dodałam, teraz czas na Ciebie! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam: http://on-the-other-side-blog.blogspot.com/2013/11/rozdzia-v.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy jest szansa, że pojawi się coś na innych Twoich blogach, o których chyba troszkę zapomniałaś?
    Chodzi mi głównie o http://gorzki-smak.blogspot.com/; http://gunner-love.blogspot.com/ i http://swimming-field.blogspot.com...
    Liczę na odpowiedź

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pisałam, że na siłę nie chcę czegoś pisać. Straciłam chyba do nich trochę sercę i pomysł. Jeżeli coś sie gdzieś pojawi to najszybciej na swimming-field. Z tego co pamietam to mam tam do dopracowania koncowe rozdzialy.

      Usuń