I really feel
That I'm losing my best friend
I can't believe
This could be the end
-Co zrobiłaś? – głos i
śmiech Jaydona rozniósł się w mojej słuchawce, podczas gdy leżałam
właśnie na kanapie w salonie i przeskakiwałam pilotem po kanałach.
-Serio. Nudzę się tutaj – zawtórowałam mu, wygodniej
rozkładając się na kawałku mebla. – Musiałam cos zrobić, żeby zabić nudę…
-Aplikowałaś do fast fooda online? – ponowny śmiech sprawił,
że nie skupiałam się już na tym, co aktualnie przełączam, wręcz cisnęłam
pilotem w róg kanapy. – Gdyby mój braciszek dowiedział się tylko, co jego
Nicole robi z nudy podczas gdy on nadal nie zdaje sobie sprawy, że ma Cię znowu
na miejscu.
-Przestań tak mówić Jay…. – westchnęłam momentalnie
zmieniając ton swojego głosu z rozbawionego na poważny. – To nie jest śmieszne…
Ani trochę.
-Uuu…. – dopiero zauważyłam, że ton jego głosu jest wiecznie
prześmiewczy i drażniący. – Chciałbym powiedzieć, że kłopoty w raju, ale wy
chyba dawno go opuściliście.
-On mi powiedział, że…. – przygryzłam dolną wargę i nerwowo
zarzuciłam nogę na nogę. – Że chyba byłam dla niego kimś więcej…
-Nick! – odsunęłam od ucha słuchawkę słysząc wydzierającego
się na mnie Jaydona. – Wiem o wszystkim. Byłaś jego pierwszą i zrobiliście to
kilka razy przed twoim wyjazdem… I wiem jeszcze, że jemu po tym wszystkim było
naprawdę ciężko bez Ciebie.
-Wydaje Ci się – prychnęłam, łapiąc za jakąś gazetę. – Miał
swój ukochany klub i pewnie szybko znalazł jakąś laskę…
-Jest z Susie dwa lata…. – przerwał mi, sprzedając kolejne
detale z życia swojego brata. –
Wcześniej nie miał żadnej i…
-Czy ty do cholery słyszysz sam siebie Jaydon?! – warknęłam poddenerwowana,
bowiem od kilku dni próbowałam odgonić od siebie myśli, że mój Gibbo się we
mnie podkochiwał, że te wszystkie pocałunki i treningi przed jego związkiem ze
starszą dziewczyną wcale nie były tym o czym myślałam. – Próbujesz mi wmówić,
że 15 latek jest w stanie zakochać się po uszy?!
Leżałam na trawniku w Hyde Parku i czekałam, aż Jaydon
punktualnie pojawi się w umówionym miejscu. Nie sprawdzałam już nawet ile minut
jest aktualnie po czasie. W moich uszach
dźwięczała teraz muzyka, a na moją twarz padały promienie słońca. Tak było
idealnie, na tyle idealnie, że ktoś musiał rzucić cień na moją twarz. Lekko
poirytowana podniosłam powieki i dostrzegłam stojących nade mną Jaydona i
Kierana. O tyle, o ile ten pierwszy uśmiechał się od ucha do ucha, drugi stał z
jakąś urażoną miną i rękoma skrzyżowanymi na swojej klatce piersiowej.
-Nie mógł dzisiaj trenować – Jay szepnął, minimalnie się
przy tym śmiejąc. – Uważa, że w ten sposób nie zostanie legendą.
-A ja myślę, że po prostu nie chciał się tu ze mną spotykać.
– spojrzałam na chłopaka i podniosłam się z trawnika.
-Kieran, będziesz dzisiaj kierowcą? – spojrzałam na drugiego
z bliźniaków, który zrezygnowany spojrzał teraz na swojego brata.
-Ty na pewno nim nie będziesz, a skoro znowu wzięliśmy mój
samochód to chyba nie mam wyjścia. – westchnął wywracając oczami.
-Dobry braciszek – Jay wybuchł śmiechem, lekko szturchając
chłopaka, a następnie obejmując mnie ramieniem i wykonując ten sam gest
względem brata. – Dzisiaj Wam uświadomię jak wiele oboje tracicie.
-O czym ty znowu pieprzysz? – Gibbo zmierzył wzrokiem
najpierw swojego brata, a później mnie.
Poczułam jak na moich policzkach pojawia się szkarłat, a
moje nogi mimowolnie zaczynają się chwiać. W efekcie musiałam mocniej wtulić się
w ramię Jaydona, żeby tylko moje 12 centymetrowe szpilki nie sprawiły, że
skręcę sobie kostkę albo coś gorszego. Nie uszło to oczywiście uwadze, zarówno
jednego jak i drugiego z braci.
-Daj mi te buty. – stanowczy głos Jaydona sprawił, że
musiałam teraz spojrzeć na jego twarz. – Serio. Ściągaj te szpilki.
Patrzyłam na niego jak na ostatniego wariata, zastanawiając
się, co jeszcze wymyśli. Już po kilku dniach w jego towarzystwie doszłam do
wniosku, że dzieciństwo źle wpłynęło na jego psychikę, że zdecydowanie zbyt
dużo imprezował, a w jego głowie roiło się od niekoniecznie dojrzałych
pomysłów.
-No zdejmuj! Kieran więcej trenuje, więc Cię poniesie…. –
poczułam jak tracę grunt pod nogami i to bynajmniej nie dlatego, że mój były
przyjaciel miał mnie za chwilę wziąć na barana, ale dlatego, że te słowa
wypłynęły z ust Jaydona, który najwidoczniej dzisiejszego wieczora próbował
wyjawić swojemu bratu, kim naprawdę jestem.
-Znowu ją nosisz? –
jęk Jaya dało się słyszeć w całym parku, na co odpowiedział mu tylko mój
śmiech. –Stary, co ona z Tobą robi?
-Gibbo jest po prostu
najlepszy na tym świecie – zaśmiałam się całując go w czubek głowy, a następnie
przytulając się do jego pleców.
-Ciesz się, że jesteś
taka lekka… Inaczej bym Cię nie niósł – stęknął spode mnie, a chwilę później
się roześmiał. – Będę miał lepsze mięśnie niż mój idealny braciszek.
-Jakbyśmy nie ciągali
jej przez pół miasta pieszo, to teraz nie musiałbyś jej nosić i już dawno
bylibyśmy w domu. – burknięcie Jaya rozbawiło mnie po raz kolejny, ale widocznie
tym razem nie tylko mnie.
-Gdybyśmy jeździli
autobusem to nic byśmy nie załatwili. Matka by nas nigdzie nie puściła. – spode
mnie po raz kolejny wydostał się lekko zdyszany głos Kierana. – Nick… Muszę
zapalić, dasz mi te papierosy…
Ledwo stanęłam na
ziemi, a paczka wylądowała pod moją koszulką. Spojrzałam w oczy Kierana i
pokręciłam głową.
-Jak tak bardzo chcesz
palić, to sam je sobie weź… - zaśmiałam się lekko, zupełnie zapominając, że z
nami jest Jaydon.
-Dobrze wiesz, że
mógłbym to zrobić… Tylko mój brat będzie znowu zazdrosny – zaśmiałam się, a
chwilę później uległam oddając paczkę jej właścicielowi.
-Za to Cię uwielbiam…
- poczułam jak chwilę później obejmuje mnie od tyłu na wysokości pasa i czule
całuje gdzieś w szyję.
Był starszy, zawsze
zaskakiwał mnie jakimś gestem. Nigdy nie protestowałam, chciałam dowiedzieć się
od niego wszystkiego, chciałam chłonąć od niego każdą wiedzę, dotyczącą relacji
damsko-męskich, a on sam mi ją serwował.
-Mam wieczorem trening…
- zaśmiałam się wyswobadzając z uścisku jednego z bliźniaków. – Wracajmy lepiej
do domu.
-Oprzyj się o moje plecy – w mojej głowie zadudnił głos
Kierana, który w tym momencie wydawał mi
się niesamowicie surowy i seksowny.
-Z wielką chęcią – mruknęłam, wtulając jednocześnie swoją
twarz w jego szyję. Zbyt duża porcja alkoholu tego popołudnia ulatniała się
teraz wraz z moim wydychanym powietrzem. Widziałam jak żyłki na szyi Kierana
niebezpiecznie pulsują i widziałam jak próbuje jednocześnie zapanować nade mną
i swoim bratem. Jaydon tymczasem zaczepiał po drodze wszystkie dziewczyny,
który miały na sobie krótkie kiecki, szpilki i wyglądały na kogoś kto idzie na
imprezę.
-Źle się czuję… - mruknęłam, skupiając się jednocześnie na
mięśniach Kierana, które pracowały gdzieś pod jego koszulką. – Gdzie masz moje
buty?
Zatrzymał się, jednocześnie podnosząc moje buty lekko do
góry. Dałam mu znać, że muszę stanąć na ziemi, a po chwili w szpilkach
zataczałam się już w kierunku pobliskiego krzaka, tylko po to, żeby zwrócić
dzisiejszy obiad. Czułam jak chłodny pot spływa po moim czole i wspieram się
dłonią o jakieś podparcie, które momentalnie przy mnie wyrosło. To samo oparcie
właśnie przytrzymywało moje włosy i szeptało coś do mnie.
-Co? – jęknęłam, łapiąc duży haust świeżego powietrza.
-Przykro mi, że Jay cały wieczór zachowuje się jak ostatni
dupek… - dopiero wtedy zrozumiałam, że opierałam się o Kierana, który ciągle
uważał, że ja i Jaydon ze sobą sypiamy. –Nie musisz z tego powodu się upijać i…
-Masz moją torebkę? – przerwałam mu po chamsku, a kiedy
tylko wyciągnął ją w moją stronę, czym prędzej wyciągnęłam z niej papierosa i
szybko go odpaliłam.
-Nie pal… - widziałam jak lekko się skrzywił odsuwając ode
mnie na kilka milimetrów, jednocześnie nadal dbając o to, żebym mogła się o
niego opierać.
-Jestem pijana… - spojrzałam mu w oczy. – Właśnie zwróciłam
obiad, potrzebuje trochę nikotyny i prawdopodobnie porządnego seksu. – nie
zwracałam uwagi na to, co powie Kieran, ani na to, co usłyszy Jaydon. – Przeleć
mnie dzisiaj….
Wszystko co miało zabrzmieć poważnie, zabrzmiało jedynie jak
żałosna prośba, a chwilę później ponownie wylądowałam w ramionach Gibbsa.
Poczułam jak obejmuje mnie i głaszcze po głowie.
-Ładnie się dzisiaj załatwiłaś…
Sama nie wiem jak to się stało, ale rano nie obudziłam się
ani w moim łóżku, ani Jaydona. Najzwyczajniej w świecie, kiedy otworzyłam oczy
zobaczyłam śpiącego koło mnie Kierana. Jego ręka obejmowała mnie gdzieś w
talii, a powietrze, które wypuszczał ze swoich na wpół otwartych ust lądowało
na moim czole. Powoli obróciłam się na przeciwny bok, a tuż pod łóżkiem wyrosła
mi miska z jak się domyślam, tym co jeszcze dane było mi zwrócić tej nocy.
Cicho jęknęłam, a w efekcie poczułam jak chłopak mocniej przyciąga mnie do
siebie i przyciska do swojego torsu. Równomierne oddechy, które teraz
pozostawały gdzieś na mojej szyi, sprawiały, że jego klatka piersiowa
mimowolnie się prężyła, a chwilę później wracała do normalnego stanu.
-Kieran… - jęknęłam cicho, ale w efekcie poczułam tylko jak
jego podbródek spoczął na moim ramieniu.
-Mówiłaś, że nie będziesz już wymiotować…. – jego senny ton
głosu sprawił, że momentalnie obróciłam się tak, by móc sprawdzić, czy ciągle
śpi. Spał… Tak pięknie i uroczo.
Mimowolnie się uśmiechnęłam i nieco pewniej do niego przytuliłam.
-Dziękuję… - szepnęłam przymykając powieki i nie zważając
już teraz na konsekwencje dodałam: - Tak bardzo mi Ciebie brakowało.
-Jak to? – poczułam jak nerwowo się poruszył, spojrzałam na
jego twarz i w miejscu tych przymkniętych śpiących powiek, dostrzegłam szeroko
otworzone ciemne oczy. –Jesteś dziewczyną mojego brata, o czym ty mówisz?
-Nie jestem dziewczyną Twojego brata… - jęknęłam. – Nie
uprawiałam z nim nigdy seksu, to by było dziwne gdybym zaczęła…
-Czemu dziwne? – widziałam jak zmarszczył brwi. – Boże Jay
zmienił orientację?
-Co?! Nie! – spojrzałam na niego lekko się odsuwając i
patrząc mu w oczy.
-Czemu ja Cię w ogóle przytulam?! – poczułam jak dłoń
Kierana ześlizguje się z mojej talii, a on sam w dalszym ciągu uważnie mi się
przygląda. – Czemu to by było dziwne gdybyś się z nim przespała?
-Bo uprawiałam seks z Tobą. – momentalnie zajrzał pod kołdrę
jakby sprawdzając czy ma na sobie jakiekolwiek ubranie, a po chwili odetchnął z
ulgą.- Nie teraz.
-Od dwóch lat mam dziewczynę i w przeciwieństwie do mojego
brata jestem wzorem wierności – niemal syknął mi prosto w twarz. – Nie ma
opcji, że to robiliśmy. Pamiętałbym... Chyba.
Złapałam głęboki oddech i przelotnie spojrzałam na sufit.
Nie spodziewałam się, że to wszystko wyda się tak szybko, przez jedno
popołudnie, które wymyślił Jaydon.
-Przespaliśmy się ze sobą kilka lat temu, nawet nie raz. –
westchnęłam. – To był mój pierwszy raz. Mój i Twój i proszę Cię nie kłam teraz,
że nie. – złapałam za kawałek kołdry i zdając sobie sprawę z tego, że mam na
sobie tylko bieliznę z premedytacją go z siebie zrzuciłam. – Ta blizna na udzie
to dokładnie ta, o której pomyślałeś za pierwszym razem, a ta… - wskazałam na
podłużne cięcie na brzuchu. – To ta po wyrostku.
-Nick? – spojrzał na mnie z zaskoczeniem i jednocześnie
niedowierzaniem malującym się na twarzy. – To naprawdę Ty? Co Ty tutaj
robisz? Ja…
-Czemu drzecie się na siebie od samego rana? – do pokoju
wpadł Jaydon.
-Czemu mi nie powiedziałeś, że to Nicole?! – Kieran wydarł
się na brata, jednocześnie do końca zrzucając z nas kołdrę.
-Czemu jesteście oboje w samej bieliźnie?! – patrzyłam to na
jednego to na drugiego i zupełnie nie
wiedziałam, co zrobić. Zapewne siedziałabym tak jak kołek jeszcze długo, gdyby
Kieran nie cisnął we mnie kołdrą, mrucząc, żebym się zakryła. – Wróciliście już
do dawnych przyzwyczajeń i pieprzycie się po kątach, jak trzeciego muszkietera
nie ma?
Leżałam na łóżku
Kierana i nerwowo, co chwilę spoglądałam na drzwi. Miałam na sobie jedynie
bieliznę, a moje palce wybijały nerwowy marsz o ścianę.
-No cholera! Nie wiem,
gdzie je wrzuciłem! – spojrzałam na chłopaka stojącego tyłem do mnie i
grzebiącego, gdzieś w szafce.
-Jesteś pewien, że Jay
nie urwie się dzisiaj z lekcji tak jak Ty? – jęknęłam cicho w obawie przed
nakryciem przez drugiego z bliźniaków.
-Nie. To znaczy na
pewno mamy go z głowy jeszcze przynajmniej przez dwie godziny… Cholera gdzie
one są…. – głos Kierana zniknął gdzieś w szufladzie, a ja głośno westchnęłam.
-Bez nich nawet na nic
nie licz. – mruknęłam skupiając teraz swój wzrok na moim półnagim ciele.
-Nie jestem głupi. –
spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. – Chyba nie chcemy wydać na ten świat
wspólnego potomstwa. Mam!
Spojrzałam na
chłopaka, który w geście triumfu wyciągnął do góry opakowanie z pojedynczym
kondomem i prezentował go z miną a’la ‘Eureka! Odkryłem właśnie
elektryczność!’. Zwinnym ruchem znalazł się na łóżku obok mnie, a chwilę
później podawał mi już opakowanie, wracając do całowania mojego brzucha. Stado
motyli gwałtownie zebrało się do lotu, a ja bez pamięci zatraciłam się w
kolejnych pieszczotach mających na celu dążenie do dobrania się do moich
majtek.
-Uwielbiam Cię, Nick…
- spojrzał mi w oczy, a chwilę później poczułam jak jego dłonie zgrabnie
zsuwają moją dolną część bielizny, zaś jego usta bez problemu odnajdują wspólny
rytm z moimi.
W te piękne słoneczne sobotnie popołudnie siedziałam w moim
mieszkaniu na Highbury i przeglądałam właśnie gazetę, kiedy do moich drzwi
rozległo się pukanie. Nie właściwie to nie było pukanie, to było walenie.
-Już idę! – ociężale podniosłam się z kanapy i chwilę
później otwierałam drzwi zdyszanemu Jaydonowi.
-Słyszałaś? Gibbo krwawi! – patrzył na mnie z jakimś takim
dziwnym przerażeniem, chyba pierwszy raz się martwił. No może martwił się już
kiedyś: jak zgubił 5 funtów, które miał wydać na lody i lemoniadę mając jakieś
11 lat.
-Pokrwawi i przestanie – zaśmiałam się bagatelizując problem
z jakim wpadł do mnie Jay, a może powodem tego było to, że jak i Kieran
wyjaśniliśmy sobie najważniejszą kwestię: nic nie wróci do tego samego stanu
rzeczy.
-Grał właśnie mecz. Ściągnęli go z boiska… Cholera, Nick co
z Wami? Przecież wiesz, że on nienawidzi widoku krwi! – warknął na mnie jakby
chcąc wywołać jakieś poczucie winy, ale to nie była moja wina.
-Będzie musiał do tego przywyknąć w takim razie… - mruknęłam
od niechcenia łapiąc za bluzę.
-Będą zakładać mu szwy, proszę Cię on potrzebuje… - jęknął
przede mną.
-On ma dziewczynę Jay! – warknęłam spoglądając na chłopaka.
-Gibbo tak na serio jest mięczakiem, zawsze płacze… -
spojrzałam na Jaydona z miną w stylu, no co ty jeszcze mi nie powiesz, po czym
uległam i razem z nim ruszyłam na stadion.
-Nie kręć się! – warknęłam na chłopaka, z którego oczu
leciały teraz łzy, a jakiś hinduski lekarz usiłował nadaremnie go uspokoić i
zaszyć ranę. – Jak ta krew ma przestać lecieć, jak nie dajesz się zszyć?!
-Nick… - jęknął, niewyraźnie wymawiając moje imię, a chwilę
później łapiąc mnie za rękę i mocno ją ściskając.
-Spokojnie… - westchnęłam. –Wow! Ile ty masz siły w tych
łapach?!
Pierwszy raz uważnie zlustrowałam jego ramionami i
zrozumiałam, czemu poczułam ból pod wpływem uścisku. Jego mięśnie nie były po
prostu wykształcone, one były kosmicznie wykształcone, one niemal nie mieściły
się na tych drobnych kończynach. Zupełnie zapomniałam o tym, co się dzieje,
skupiałam jedynie swój wzrok na jego ręku i na tych pulsujących mięśniach, pod
wpływem uścisku na mojej dłoni.
- Gibbo, zamknij oczy… - sama chyba bardziej jęknęłam, niż
on, ale o dziwo posłuchał mnie. – Zapomnij na chwilę o tym wszystkim, ok?
Pamiętasz jak dostałeś propozycję z Arsenalu? Teraz jesteś jakby jego częścią
no, nie?
-Pół roku później wyjechałaś…. – mruknął w dalszym ciągu
mocno zaciskając powieki, podczas gdy ja dałam lekarzowi znak, że może zacząć
szyć.
-Ale zanim wyjechałam ekscytowałam się tym z Tobą. Pamiętasz
jaki byłeś szczęśliwy?
-Czemu już nie grasz? – ponownie mruknął, ściskając moją
dłoń mocniej.
-Stwierdziłam, że na świecie nie ma lepszych kortów niż
wimbledońskie i…. – cicho się zaśmiałam. – To chyba był mój protest. Tak bardzo
chciałam tu wrócić, że mówiłam rodzicom, że przestanę trenować, jeśli nie będę
tego mogła robić na Wimbledonie.
-Jesteś wariatką. – zaśmiał się cicho. – Tęskniłem za Tobą.
Bardzo… Tak bardzo, że zdałem sobie sprawę, że to wszystko między nami to nie
było jakieś głupie próbowanie i zabawa. Nie dla mnie, Nick…. Chyba od samego
początku. A ten cały Josh…
-Joshua – przerwałam mu, lekko się śmiejąc.
-Właśnie on. – jęknął cicho, kiedy lekarz zaczął nakładać
kolejny szew. – Denerwował mnie od samego początku. Wkurzało mnie to, że Ci się
podoba i nawet bałem się, że może lubisz tylko białych facetów. Byłem kurwa zazdrosny.
-Shhhh…. –ostrożnie podsunęłam swoją twarz bliżej niego i
pocałowałam go w policzek. – Już nigdy nie będziesz zazdrosny….
-Czemu? – mruknął lekko otwierając powieki i spoglądając na
mnie.
-Zamknij te oczy – zaśmiałam się. – Bo masz dziewczynę i jesteś
szczęśliwie zakochany. Cieszy mnie to, Kieran.
-Nie… - mruknął, ściskając mocniej moją dłoń. – Nie ciesz
się, proszę. To wcale nie sprawi, że poczuję się lepiej. Ja….
-No i gotowe – lekarz zaprezentował nam swój firmowy
uśmiech, jednocześnie pozwalając Gibbsowi otworzyć oczy. – Dziękuje. Pani pomoc
była nieoceniona.
-Taki pacjent. – zaśmiałam się i wzruszyłam ramionami, a
chwilę po tym wyciągnęłam swoją dłoń z uścisku Kierana i jako pierwsza wyszłam
na korytarz do Jaydona.
Ledwo opuściliśmy gabinet zabiegowy, a na szyi Kierana
zawisła Susie, chwilę później uważnie obcinając mnie wzorkiem, a zaraz po tym
dziękując za dotrzymanie towarzystwa jej mężczyźnie. Moja odpowiedź była
zupełnie niepotrzebna, jedynie odwzajemniłam uśmiech.
-Jay? Możesz mnie teraz odwieźć do domu? – westchnęłam, na
co ten tylko pokiwał głową. –Brat? Kiedy Cię wypuszczą?
-Jutro rano. Nie martw się, chłopaki mieli przyprowadzić
moje auto. – zaśmiał się, a po chwili jego wzrok spotkał się z moim. – Dzięki
Nick. Jesteś najlepsza…. Jesteś najlepszym kumplem.
~*~
Witam.
Dziękuje za wszystkie komentarze, trochę się ich uzbierało. Cieszy mnie fakt, że podoba Wam się to opowiadanie. Rozdział postanowiłam dodać dzisiaj ze względu na to, że jutro dość późno wrócę do domu. Mam nadzieję, że ten rozdział Was nie zawiedzie. Na wstępie chcę zaznaczyć, że akcja musi trochę przyspieszyć ze względu na to, że jest tylko 7 rozdziałów.
Kolejny rozdział dodam prawdopodobnie w środę, ponieważ na długi weekend najprawdopodobniej wyjeżdżam. Trochę życie na walizkach, dlatego cieszę się, że opowiadanie mam skończone w wordzie. Dzięki temu nie mam problemu z dodawaniem nowości.
Pozdrawiam Was wszystkie i dziękuję za każdy komentarz.