Unconditional, uncoditionally
I will love you uncoditionally
There is no fear now
Let go and just be free
I will love you uncoditionally
Siedzę
w ogrodzie i patrzę jak Dylan i Thomas kopią piłkę. Wiem, że z tą samą
niecierpliwością czekają aż ich ojciec wróci z kolejnego tournée. Ale takie są
prawa sezonu przygotowawczego. Pod moimi nogami leży stary poczciwy Henry –
pies Kierana. Od kilku minut obiad stoi na ogrodowym stole, a ja czekam aż te
dwa łobuzy zmęczą się choć trochę i wcisną w siebie dzisiejszy obiad.
-Dylan!
Thomas! – patrzę na moich synów i mimowolnie się uśmiecham. – Obiad czeka na
stole. Chodźcie w końcu zjeść.
-Zaraz!
–odpowiadają mi chórem, a ja jedynie kręcę głową.
Od
jakiegoś czasu życie rodzinne pochłania mnie doszczętnie. I mimo, że nie
planowałam mieć więcej niż dwójki dzieci, a parę ładnych lat temu całkowicie
byłam przeciwna temu, żeby na świecie pojawiło się więcej Gibbsów, teraz pod
swoim sercem nosiłam Rosie, która podobnie jak bracia niecierpliwie czekała na
tatę.
-Chłopcy
zjedzcie… Tata wróci wieczorem. – westchnęłam nieco zrezygnowana. – Dobrze
wiecie, że nie będzie zadowolony z tego, że nie jecie.
-Będę
bardzo niezadowolony. – do moich uszu dotarł głos Kierana, a kiedy się
obróciłam dostrzegłam jego uśmiechniętą twarz.
-Tata!
– bliźniacy z piskiem rzucili się na swojego ojca, a ten z dziećmi
przyklejonymi do nóg doczłapał się do mnie tylko po to, żeby pocałować mnie w
usta i dotknąć mojego brzucha.
-Mam
nadzieję, że chociaż ona była grzeczna – westchnął, chwilę później przytulając
mnie.
Do
tej pory nie wzięliśmy ślubu, nie mieliśmy czasu na organizowanie wesela czy
też szukanie daty. Byliśmy szczęśliwymi rodzicami pięcioletnich Dylana i
Thomasa oraz rocznej Rosie. Osobiście byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi.
Rodzice zarówno moi jak i Kierana zaakceptowali fakt, że żyjemy po prostu jako
narzeczeni. Moja mama ciągle żyje nadzieją, że kiedyś dorosnę do ślubu. Kto
wie? Może kiedyś zarówno ja, jak i Kieran do tego dojrzejemy. Jedyną osobą,
która nad tym ubolewa jest Jaydon. Tak bardzo chciał wyprawić wieczór
kawalerski, na który mógłby się wybrać, że planuje już swój. Od roku jest
zaręczony z dziewczyną, którą poznał po swoim meczu. Studentka dziennikarstwa,
która chciała przeprowadzić wywiad z zawodnikiem meczu, tak bardzo zawróciła mu
w głowie, że zagościła tam na dłużej niż jedną noc.
Kieran
w dalszym ciągu grał dla Arsenalu, a my z Wimbledonu przenieśliśmy się na
Cockfosters. Byliśmy teraz sąsiadami Alexa. Gibbo chciał kilka razy przenieść
się poza granice miasta, ale to ja stanowczo odmawiałam. Chciałam mieć zawsze
blisko do Jaya, w razie jakiejś małżeńskiej kłótni. Niestety byliśmy na tyle nudni,
że sama nie pamiętam kiedy się kłóciliśmy po raz ostatni.
-Ja,
Nicole, biorę sobie Ciebie, Kierana, za
męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie
opuszczę aż do śmierci… - stoję naprzeciwko Kierana i liczą się teraz tylko
jego rysy twarzy, jego ciemne oczy i uśmiech.
Gdzieś
w tle słyszę Rosie i znudzone burknięcia Thomasa i Dylana. Mama Kierana ma zapewne problem z zapanowaniem
nad nim. Patrzę na Jaydona, który stoi za plecami Gibbo i uśmiecha się do mnie.
Właśnie zostajemy rodziną, już tak na zawsze. Na zawsze i nie do rozłączenia. Jestem pewna
tej decyzji jak nigdy. Sama nie wiem, czemu postanowiliśmy jednak stanąć przed
ołtarzem. Pamiętam tylko, że całe to szukanie sukienki, butów i dodatków naprawdę
mi się podobało. Ale teraz to nie ważne. Teraz formalnie mam męża. Męża na
zawsze, męża, który właśnie na przypieczętowanie naszego małżeństwa właśnie
całuje mnie namiętnie w usta zupełnie nie zważając na księdza, obecnych gości
ani dzieci. Po kościele roznosi się cichy gwizd Jaydona, a ja śmieję się pod
nosem. Gdy byłam mała na pewno nigdy nie pomyślałabym, że rozwinie się to w ten
sposób, że będę mieć swojego Gibbsa do końca moich dni.
~*~
Jestem tak beznadziejna, że tak krótki i słaby epilog oddaje Wam po tak długim okresie czekania. Przepraszam... Co dalej ze mną? Aktualnie moje życie jest trochę zakręcone, pozmieniało się i no cóż nie mam najzwyczajniej weny na pisanie... Niestety i mnie musiało to dopaść. Jeśli jednak takową odzyskam to z pewnością coś stworzę. Wiadomo w głowie tworzyłam już wiele, ale to tylko głowa. Z przelaniem tego do worda bywa gorzej :)
Przepraszam jeszcze raz za tak krótki epilog i marną jakość, nie mniej dodaję go i mam nadzieję, że choć ociupinę się spodoba..
Fajnie się to skończyło,tylko szkoda że to już koniec. Mam nadzieje że cos jeszcze napiszesz 😅😃
OdpowiedzUsuńPS. Dokończ to 😃http://www.hold-me-love-me.blogspot.com/?m=1
O! A już się bałam, że coś napsujesz między nimi :)
OdpowiedzUsuńKrótki, krótki.... ale ładny. Oh, no ja lubię sielanki więc mi się jak najbardziej podoba :)
Cieszę się, że im się ułożyło.
Jakby co, czekam na twoje kolejne opowiadania. Także informuj mnie jeśli coś stworzysz, kochana i no... weny? :)
Pozdrawiam ciepło :*
Że się ociupinę spodoba??? Bardzo się podoba :)
OdpowiedzUsuńMówiąc szczerze,bałam się ,że coś odwalisz na koniec ,ale na szczęście nie :)
Cóż mogę dodać...Wspaniałe opowiadanie i bardzo,ale to bardzo bd go mi brakować :'(
Życzę weny i czekam na coś nowego :* ♥
Tak, jak pisałam już to Izie - całkowicie wypadłam z rytmu. Kiedyś człowiek czytam po dwa rozdziały dziennie i w międzyczasie pisał swój, a teraz... Ech. Sama wiesz, jak jest.
OdpowiedzUsuńAle dotarłam! Tak jak Ty :) Gratuluję kolejnego zamkniętego opowiadania. Ten epilog nie należał do Twoich najlepszych epilogów, ale sielanka zawsze spoko ;)
OMFG OMFGGGGGGGGGG
OdpowiedzUsuńBliźniacy????? I jeszcze córka??????? I jeszcze małżeństwo???????? OMFG.
I że ona tak po prostu zmieniła zdanie??????
Dobra, muszę ochłonąć.
Jest dobrze, no nie? Bo stanowią taką słodką rodzinkę. Trójka dzieci, o Jezu Chryste. No ale na samą myśl o mini Kieranach robi mi się cieplej na sercu :')))
To się dopiero nazywa character development. Tu "żadnego ślubu nigdy nie nie nie wszyscy zaakceptowali to, że jesteśmy narzeczonymi" a tu nagle stoi w białej sukni :'3 No ale to dobrze, takiego Kierana to lepiej zaobrączkować tak w razie "W". Wciąż mam przed oczami ten wywiad, w którym mówił, że on to taki bardziej heartbreaker.
W gruncie rzeczy cała historia była strasznie cute. No bo oni tak całe życie ze sobą aww. Po obejrzeniu tryliona serialów w tym tygodniu byłam naprawdę podłamana, wszyskie shipy poszły na dno, dlatego troszkę podniosłaś mnie na duchu, nie powiem.
Zapraszam na nowe opowiadanie! The Last Chance: Prolog http://the-last-chance-blogstory.blogspot.com/2014/03/prolog_17.html?spref=tw Jeśli chcesz oczywiście :)
OdpowiedzUsuń