And my knees are weak
And my mouth can't speak
Feel to far this time
Baby, I'm too lost in you.
Był
ten cholerny marzec. Cholerny tylko ze względu na to, że powinnam zacząć go
szczerze nienawidzić za to co przyniósł. Kilka dni temu Kieran zabrał mnie na
pół dnia za miasto. Chodziliśmy tak długo na ile tylko pozwoliły nam jego
codzienne treningi i moja skręcona kostka. Tak, dokładnie: brawo ja. Skręciłam
kostkę kilka dni wcześniej podczas treningu. Jedno niechybne postawienie nogi i
rozbrat z tenisem na jakiś czas. Ale wracając do teraźniejszości musiałam na
bok odrzucić myśli o tym cudownym popołudniu z moim ulubionym z bliźniaków
Gibbs, bo teraz mimo bólu jaki czułam w nodze wbiegłam na tą chirurgię szpitala
w pobliżu King’s Cross tylko, dlatego, że Jay napisał mi krótką i treściwą wiadomość: Złamał nogę. Szpital. King’s Cross. Nie myślcie sobie, że powiedziałam,
cokolwiek Jaydonowi, który siedział przy łóżku swojego brata albo tej
dziewczynie, która do tej pory nazywała się jego dziewczyną. Rzuciłam się na to
łóżko, łapiąc go za fraki i patrząc mu prosto w oczy.
-Nie
obchodzi mnie to jak bardzo boli Cię ta noga! Jak ją złamałeś i w ilu miejscach! Wystarczy mi
jedno, że grałeś ten cholerny mecz! Masz z tym zerwać, rozumiesz?
-Idziemy
na mistrza – zaśmiał się unosząc do góry rękę w geście triumfu. -I też miło mi
Cię widzieć.
-Masz
to rzucić rozumiesz?! – warknęłam, jednocześnie nieco spuszczając z tonu i
siadając na skraju jego łóżka. – Biegłam tutaj z tą kostką…
Wskazałam
na moją nogę w trampkach. Czułam jak w moich oczach powoli zbierają się łzy.
Zależało mi na nim i tak naprawdę obchodziło mnie to jak złamał tą nogę, w ilu
miejscach i czy boli. Ostrożnie dotknęłam jego uda i przejechałam po nim swoją
dłonią. Nie obchodziło mnie, że za każdym moim ruchem podąża wzrok Susie. Nie
byłam nawet w stanie myśleć racjonalnie, jeżeli chodziło o zagrożenie związkowi
Kierana.
-Nie
płacz… - jakby zupełnie wyprzedził moje myśli. – Do końca sezonu już i tak
pewnie nie zagram, więc na pewno nie pojadę na mundial. – poczułam jak jego dłoń dotyka mojego
policzka i zupełnie odruchowo przymknęłam powieki. Wszystko albo nic. Teraz
zarówno i Susie jak i nic nie wiedzący do tej pory Jay mieli okazję dowiedzieć
się o naszych uczuciach względem siebie, o ile jakiekolwiek uczucia istniały z
jego strony.
-A
noga? – niemal szepnęłam ciągle nie otwierając oczu i próbując złapać głęboki
oddech.
-Jedno
miejsce, założony gips, jest ok. – westchnął, a chwilę później przyciągnął mnie
bliżej siebie, sprawiając, że wylądowałam na jego torsie roniąc kilka łez,
które lądowały teraz na jego koszulce.
-To
przez tą kostkę… - lekko się zaśmiałam. – Cholernie mnie boli…
-Nic
nie mów… - zaśmiał się, kręcąc głową i całując mnie w czoło. – Nic…
Posłałam
mu jedynie uśmiech i wtuliłam się na nowo w jego tors. Nie liczyło się nic….
-Zapomnij…
- patrzyłam na Kierana z grozą w oczach, który miał właśnie zamiar iść do
łazienki bez kuli. Idiota, jeden.
-Przestań
to blisko – pokręcił głową uważnie mi się przyglądając, a po chwili łapiąc mnie
za nadgarstek i przyciągając na łóżko, tylko po to, żeby pocałować moje usta.
Mówiłam
już że po mojej wizycie w szpitalu wszystko się zmieniło? Jakby ta noga co
najmniej odwróciła mu wszystko w mózgu. Susie zła to po prostu Susie zła, co nie zmienia faktu,
że można było rozwścieczyć ją jeszcze bardziej. Otóż tydzień później Kieran
wystawił ją razem z rzeczami za drzwi, oznajmiając, że to koniec ich związku.
Dwa dni po tym można powiedzieć, że zamieszkał u mnie. Przynajmniej na chwilę.
-Chcę
jechać dziś na London Colney… - stęknął mi gdzieś do ucha, sprawiając, że się
zaśmiałam.
-I
tak będziesz chodził o kulach. Dobrze wiesz, że póki co musisz – popatrzyłam na
niego, kręcąc głową.
-Ale
chłopaki… - jęknął, przytulając mnie.
-Nie
jeden z nich też chodził o kulach – zaśmiałam się łapiąc za jego nos.
-Nie
rób tak… - spojrzał na mnie lekko się krzywiąc i łapiąc za moją dłoń. – Dobrze
wiesz, że tak nie lubię.
-Doskonale
wiesz, że jak dla mnie ten twój okrągły nos jest najsłodszym na całej twarzy,
no może po za tymi niemal niewidzialnymi dołeczkami. – zaśmiałam się dotykając
jego policzków.
-Kocham
Cię, Nick… - westchnął, patrząc mi w oczy. – Tak bardzo Cię kocham, że nawet
nie umiem tego opisać.
-Nie
musisz – zaśmiałam się, a następnie pocałowałam go w usta. – Też Cię kocham, K.
Ślęczałam
nad moją nogą i beznamiętnie wcierałam w nią jakąś maść, która miała złagodzić
ból mojej kostki. Obok mnie leżał ściągacz na stopę, a przy drzwiach
wejściowych stała już gotowa torba treningowa.
-Może
powinnaś sobie odpuścić? – poczułam jak Kieran czule dotyka mojej dłoni.
-Pfff…
- prychnęłam, patrząc na niego z
rozbawieniem, a następnie naciągnęłam materiał, który miał nadal w jakimś
stopniu usztywniać moją kostkę i stopę. – Żebyś szybciej wrócił na boisko niż
ja na kort? Na pewno nie…
Tak,
naprawdę nie chciałam tam jechać. Nie chciałam wsiadać do tej czarnej taksówki,
która lada moment miała zawitać pod moim domem. Nie chciałam jechać na drugi
koniec Londynu tylko po to, żeby uronić kilka łez spowodowanych bólem. Nie
chciałam zostawiać tutaj samego Kierana i nie chciałam zachowywać się jak
idiotka. A jednak teraz to wszystko się działo. Nie mogłam zostać w domu,
choćby ze względu na mój honor i dumę. Choć raz musiałam mu udowodnić, że
jestem silna, czasem nawet bardziej niż on.
-Gdybyś
miała prawko dałbym Ci kluczyki – widziałam jak uroczo się uśmiechnął, ale ja
ponownie prychnęłam śmiechem.
-Żebym
pojechała na drugi koniec miasta i sprowadziła Ci to auto pod dom? – pokręciłam
głową spoglądając na jego zagipsowaną nogę. – Nie prędko wsiądziesz za to
kółko, nie prędko.
-Chciałbym
tylko zabrać moją dziewczynę na jakąś romantyczną kolację… - poczułam jak
ściska moją dłoń, a w efekcie podarowałam mu najpiękniejszy uśmiech na jaki
było mnie stać.
-Mamy
od tego niezawodne taksówki, ewentualnie Jaydona… - uśmiechnęłam się, całując
go w policzek, a następnie uciekając z łóżka. – Wrócę na obiad. Możesz coś
przygotować!
-Zamówię….
– jego głos odprowadził mnie wprost do
drzwi wyjściowych.
Ciągnąc
za torbę ruszyłam na Wimbledon, na korty, które przecież kochałam. Korty, które
sprawiały mi tak wiele radości i bólu jednocześnie.
Głośno
syknęłam z bólu, a chwilę później rzuciłam rakietą o kort tylko po to, żeby na
nim usiąść. Znowu miał rację. Nie powinnam była jechać na ten trening, ale
przecież tak bardzo chciałam wrócić do normalnego funkcjonowania. Chciałam już
wrócić na ten kort i ograniczyć spotkanie ze smutnym wzrokiem Kierana
pragnącego jechać do ośrodka treningowego swojego klubu. W efekcie siedziałam
na trawie z narysowanymi białymi liniami i siatką centralnie na jego środku.
Poczułam jak łzy powoli wzbierają się w moich oczach i na chwilę je mocno
ścisnęłam.
-Dlaczego
on zawsze ma rację?! – warknęłam głośno.
-Podobno będzie bolało… -
głos Kierana zawisł, gdzieś nad moją głową, podczas gdy moje oczy spotkały się
z jego. –Stwierdziłem, że może te świeczki Ci pomogą… Wiesz, tak robią w
filmach.
Cicho prychnęłam i założyłam
swoje dłonie na jego szyję.
-Na pewno dobrze założyłeś?
– westchnęłam spoglądając na jego dolną część ciała.
-Tak… Jak zaboli to powiedz.
– mruknął, wciąż uważnie mi się przyglądając. – Wtedy nieco zwolnimy....
-Mhm… Nie bój się –
zaśmiałam się. – Na pewno nie będzie boleć.
-Shhh… - uśmiechnął się
stykając swój nos z moim, zaglądając mi w oczy, a następnie mnie całując. Za
chwilę po raz pierwszy miałam być w swoim raju.
(…)
-Aua! Kieran… - jęknęłam z
bólu, spoglądając mu w oczy.
-Miało Cię nie boleć… -
zaśmiał się, wysuwając ostrożnie ze mnie.
-Ale boli… - jęknęłam
ponownie.
-Już, już… - poczułam jak
schodzi ze mnie, a chwilę później do siebie przytula. – A nie mówiłem, że
zaboli? Miałem rację.
-Znowu
miał tą pieprzoną rację! – warknęłam w stronę trenera, jednocześnie ściągając
buta i rzucając nim o ziemię. – Ta noga boli jak cholera…
-Spokojnie…
- mojego przełożonego cechowało jak
zwykle pacyfistyczne podejście do wszystkiego. – Zaraz ktoś ze sztabu ją
obejrzy i opatrzy.
-Spuchła
mi… - jęknęłam. – Czy ja jeszcze
kiedykolwiek będę mogła wejść na kort, żeby sobie pograć?
-Za
szybko wróciłaś… - popatrzył na mnie kręcąc głową. – Jeśli to nic wielkiego to
przez miesiąc nie chcę Cię tu widzieć. Weź sobie wolne. Ułóż sobie do końca
życie.
Kolejny
facet w moim otoczeniu, który miał rację. Potrzebowałam stabilizacji,
niezależnie od tego jak mało czasu minęło od kiedy jestem z Kieranem.
Potrzebowałam go dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w
tygodniu. Gdyby to zależało tylko ode mnie wyjechałabym z nim, gdzieś tylko po
to, żeby odciąć się od tego wszystkiego. Zostać tak sam na sam ze sobą
nawzajem. Potrzebowałam pewności, że
pewnego dnia klęknie przede mną i zapyta czy zostanę jego żoną, że jakiś czas
później przed ołtarzem powie mi o sakramentalne ‘tak’. Ostatnio nie marzyłam o
niczym innym niż to. Chciałam być jego własnością już na zawsze….
~*~
Witam moi niedługiej przerwie świątecznej. Mam nadzieję, że ta minęła Wam na prawdę udanie. Zabawne jest to, że chciałam zakończyć to opko z Nowym Rokiem, ale teraz już wiem, że to się nie uda. No nic skończe je na pewno do sesji. A już na 80% do 7 stycznia. Może 6-ego wieczorem dodam ostatni rozdział? Kto wie, kto wie... Zobaczymy jak będzie się Wam czytało. Cieszy mnie, że choć część z Was jest nadal ze mną i czyta moje wypociny.
Co do rozdziału na swój sposób go lubię i na swój sposób boję się go dodawać. Niektórzy znają moje 'prorocze' zdolności. A ja zwyczajnie nie chcę być prorokiem w tym sezonie xd Przynajmniej nie jeśli chodzi o złe rzeczy.
Zostawiam Was z nowością i życzę Szczęśliwego Nowego Roku od Kanonierki machającej z góry tabeli! :)